Wspomnienie o Marku Rogu

Odszedł człowiek nietuzinkowy, który żył, aby czynić dobro.
Życiorys i osiągnięcia Marka Andrzeja Roga niewątpliwie świadczą o Jego wyjątkowości. Był bardzo porządnym, mądrym, uczciwym, pracowitym i szlachetnym człowiekiem. To wielkie szczęście, że mogłem Go spotkać na swojej życiowej drodze. Współpracowałem z Markiem na niwie związkowej, w Radzie Społecznej przy Białostockim Centrum Onkologii, a ta współpraca, to była dla mnie wielka przyjemność i zaszczyt. Ciężko jest pogodzić się z odejściem tak dobrego i serdecznego Kolegi. Bardzo Go lubiłem; wydaje mi się, że z wzajemnością.
Marek pochodził z Zawiercia – miasta, leżącego na terenie historycznej Małopolski. Być może dlatego umiłował książkę Jaroslava Haška o przygodach dobrego wojaka Szwejka, o której mówił, że to skarbnica wielu mądrości życiowych. Do tej książki wielokrotnie wracał, być może właśnie ona ukształtowała jego osobowość. Zawsze bardzo sympatyczny, z poczuciem humoru, dobry, skromny Człowiek o Wielkim Sercu. Był bezpośredni, bezkonfliktowy, pełen humoru, zawsze skory do pomocy. Marek miał wrodzony talent nawiązywania bezpośrednich, ciepłych relacji, skracania dystansu. Dysponował nieograniczonymi pokładami pogody ducha. Promieniował dobrą energią i pozytywnym nastawieniem, czuło się w Nim ogromną życzliwość do świata i ludzi. Niczym wojak Szwejk bronił się czasami przed mieszaniną ludzkiego sprytu, czasem niegodziwości i zawiłościami ludzkich charakterów.
Książka Haška stała się dla Niego pewnego rodzaju świętością, ale też kochał i kompletował inną, szeroko pojętą literaturę. Zgromadził pokaźny księgozbiór, bo ok. 7-8 tys. egzemplarzy.

Od początku ciągnęło Go do medycyny. Po maturze, przez prawie rok, pracował jako wolontariusz w szpitalu w Zawierciu. Było to Jego pierwsze zetknięcie z chirurgią. Całe szczęście, że postanowił kontynuować tę fascynację właśnie w Białymstoku. Na Podlasie przyjechał w roku 1970, na studia. Poznał tu twórców białostockiej chirurgii, których praca Mu zaimponowała i był to główny powód, że sam chciał zmierzyć się z tą niełatwą sztuką. Pokochał chirurgię, pokochał Białystok i pozostał tu na stałe. Uwielbiał muzykę, sport i żeglarstwo. Nie wyobrażał sobie jazdy samochodem bez słuchania muzyki: od klasyki, po rozrywkową, jazz czy big beat. Powiadał, że muzyka daje poczucie trwałej obecności w społeczności. Uwielbiał Leonarda Cohena – artystę, którego osobiście poznał we Włoszech, i który, podobnie jak Marek, traktował życie z poczuciem humoru.
Kochał swoją rodzinę, a wnuki były sensem Jego życia.
Marek Róg, to kolega o niebywałej empatii i ogromnej kulturze osobistej, dużej wiedzy fachowej i doświadczeniu. Zapamiętam Marka jako rzetelnego lekarza, pracoholika, oddanego ludziom, wyjątkowo ciepłego i uczynnego przyjaciela. Nie zabiegał o zaszczyty, choć mu się należały. Dbał o zdrowie wszystkich swoich pacjentów, nie poświęcając wiele czasu swojemu.
Odszedł zdecydowanie za wcześnie, 30 grudnia 2022 r. W swoją ostatnią drogę udał się – tak jak żył – pod rękę z dwoma tomami przygód Szwejka i w towarzystwie płyty z utworami Cohena. Śmierć Marka, to ogromna strata dla wszystkich którzy Go znali, jednak nie umiera ten, kto pozostaje w pamięci żywych. Marku, zostawiłeś nasz świat gorszym i pustym, bo bez Ciebie.
Rodzinie i bliskim składam najserdeczniejsze kondolencje.

Czasem odchodzą dobrzy ludzie,
Co nam pomogli w życiu wiele,
I próżno wtedy pytać Boga,
Czemu odchodzą przyjaciele.

Lecz oni przecież ciągle żywi,
Nadal wytrwale są wśród nas.
Ich dusze przy nas pozostały,
Tylko ich ciała zabrał czas.